Sado |
Wysłany: Nie 17:17, 23 Wrz 2007 Temat postu: |
|
Pierwszy rozdział. (Szkoda, że nikt nie ocenia ;/ )
Księga I - BELIAR
Rozdział I - Dzieciństwo
Rozdział 1 Dzieciństwo
- Darial – krzyknęła Milia – wracaj tu!
Chłopiec w wieku 13 lat, wysoki, dobrze zbudowany właśnie kopnął drzwi i wybiegł z klasy. Nauczycielka pobiegła za nim. Młodzieniec szedł szybkim krokiem przez korytarz, klnąc na wszystko, co zobaczył.
- Darial – Jeszcze raz wrzasnęła opiekunka – do jasnej cholery! Wracaj tu!
Dziecko spuściło głowę i pełne furii obróciło się. Brązowa czupryna opadła mu na oczy.
- Czego chcesz? – warknęło – Ciebie kochali, mnie nie… Mam ich gdzieś!
Chłopak podniósł głowę do góry i wyprostował się z godnością. Włosy opadły na bok. Milia spojrzała Darialowi w oczy. Płonęły nienawiścią, były czerwone z bólu i cierpienia, przybrały teraz krwawy kolor. Wydawało się, że płoną ogniem. Młodzieniec otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął, odwrócił się i otworzył drzwi na zewnątrz. Opiekunka popatrzyła przez chwilę za nim, po czym pokręciła głową i wróciła do klasy chcąc dokończyć lekcję. Tymczasem Darial Xyron wyszedł na mroźne ulice najbiedniejszej dzielnicy Tradu. Miasto to leżało w północno-wschodniej części Nordmaru. Było średniej wielkości, podzielone na trzy części: „Szczura”, „Owcy” i „Bizona”. Najbiedniejszą była pierwsza z nich. Mieszkali tam biedni i nowi mieszkańcy. Dom Opieki stał właśnie w niej. Zajmowano się w nim dziećmi porzuconymi przez rodziców. Niegdyś właścicielem ośrodka był Brutus Ostrat, lecz umarł 13 lat temu. Teraz nadzorcom został Filip Strath, mąż Mili Strath. Darial pałętał się ulicami Tradu. Nagle doszedł do małego placu. Po środku stała stara, drewniana ławka. Chłopiec usiadł na niej, schylił ponuro głowę i zaczął głęboko rozmyślać. W tym samym czasie Milia weszła do klasy, próbując dokończyć lekcję, lecz zakłopotanie z powodu chłopca nie pozwalało jej na to. Chciała wyjść za nim i powiedzieć mu całą prawdę, lecz nie mogła. „załamałby się” – myślała wiele razy. Po lekcji podeszła do jednego z przyjaciół młodzieńca.
- Lanz – krzyknęła do niego – choć tutaj.
Chłopiec o blond włosach, małego wzrostu i szczupłej budowie podszedł do nauczycielki. Już otwierał usta, bu usprawiedliwić się z ostatniego grzechu, lecz opiekunka go powstrzymała.
- Nie chce cię opierniczać – rzekła szybko Milia – na pewno cos znów przeskrobałeś, ale nieważne… znajdź Dariala i przyprowadź go tu do mnie. Rozumiesz?
- Tak proszę pani. – odpowiedział Lanz i pobiegł do wyjścia.
Wiedział, gdzie Xyron lubił przesiadywać, często chodzili tam razem. Chłopak biegł w stronę „Placu Stohrata”. Kiedy doszedł na miejsce ujrzał Dariala, siedzącego na ławce, ze smutno opuszczoną głową. Lanz Greem przyjrzał się dokładniej. W ustach jego kolegi zauważył dość dużego skręta. Podszedł do Dariala i powiedział:
- No, no… masz jeszcze jednego? Chciałbym se zapalić.
Darial wyjął zza pazuchy kolejne zielsko i wręczył przyjacielowi. Ten zapaliwszy go, wziął do ust, zaciągnął się, po czym rzekł:
- Millia, kazała cię przysłać. Weź koleś bądź normalny i idź do niej… ona jest miła. Co cię w niej tak wkurza?
- Wszystko… po co się mną opiekuje… zapewne suka widzi w tym jakiś interes. Pewnie jestem jakiś „wyjątkowy”. Chce się mną zająć, żeby później mieć zyski. I tyle.
- Ale, Dar…
- Kuźwa mać, wiesz jak nie lubię tego imienia. – krzyknął Darial
- Spoko… Sado, zrób to dla mnie. Pewnie każe ci coś kupić… razem zwiniemy coś ze sklepu i tylko zyski będą… no proszę.
- No dobra, czekaj tu.
Chłopak udał się w drogę powrotną. Uspokojony szedł wolnym truchtem w stronę Domu Opieki. Po drodze spotykał wiele znajomych osób. Znał tu wszystkich ludzi. Dzielnica Szczura była mu znana jak własna kieszeń. Po chwili doszedł do budynku, który kazano mu nazywać domem. Jego ściany były brudne, pokryte pleśnią, a w niektórych miejscach całkiem zniszczone. Wszedł przez okno do swojego pokoju, by nie pokazywać się innych uczniom. Wyszedł ostrożnie przez drzwi na korytarz i poszukał Mili. Po chwili znalazł ją siedzącą w klasie. Była całkiem sama, pisała coś na brudnej kartce. Darial podszedł do niej. Ta uniosła szybko wzrok i powiedziała z uśmiechem:
- Tu jesteś. Przestraszyłeś mnie tą swoją ucieczką. Ale już dobrze, zostań, mam tu coś dla ciebie. – opiekunka wyjęła sakwę ze złotem i wręczyła ją chłopakowi – kup mleko i siedem bochenków chleba.
Darial popatrzył na nią. Nigdy nie przyglądał się kobietom i nie dostrzegał ich uroku. Choć Milia była starsza od niego o 20 lat, to i tak była bardzo ładna. Miała długie brązowe włosy, opadające jej do ramion, małe, błękitne oczy i czystą cerę. Po chwili młodzieniec oderwał od niej wzrok i pobiegł do swego kolegi. Po chwili zmachany stanął na placu i pokazał Lanzowi sakiewkę. Ten przeliczył złoto i powiedział:
- Jest równe pięćdziesiąt. Ukradniemy trochę chleba, część kupimy i zostanie trochę na fajki i piwo. Na pewno nam sprzedadzą, nie martw się. Teraz robią wszystko by zarobić. No jak? Dawaj Dar!
Darial przez chwilę się zamyślił, po czym rzekł z uśmiechem:
- Ok, idziemy na całego.
Koledzy poszli razem na plac targowy, umieszczony w centrum Dzielnicy Owcy. Mijali osoby, których już nie znali, którzy nie mięli do nich zaufani, ponieważ ludzie biedniejsi byli „gorsi”. Wreszcie doszli na miejsce. Zauważyli, jeden dość opustoszał stragan. Kupiec właśnie rozmawiał z klientem. Darial podszedł cicho do straganu. Lanz zagadał sprzedawcę:
- Ile kosztuje jeden bochenek chleba i mleko?
- Bochen – 6 sztuk złota, a mleko 8.
Lanz pomyślał chwilę, dał czas Darialowi, by ten po cichu ukradł sześć bochenków. Gdy ujrzał, jak chłopak bierze chleb wreszcie odrzekł:
- Dobra, biorę. Tu ma pan 14 sztuk złota.
Sprzedawca ucieszony wziął złoto i wręczył młodzieńcowi towary. Po chwili dwaj przyjaciele, szli do kupca Abdijaha, śmiejąc się z głupoty sprzedawcy
- Kompletny dureń… nawet nie zauważył, że mu chleba ubyło… Buachachacha. – zaśmiał się cicho Darial
Lenz jedynie z uśmieszkiem przytaknął głową. Po dwóch minutach znaleźli się w pomieszczeniu, wypełnionym dymem. Unosił się on w powietrzu, nad głowami klientów, spowijał się jak wąż wokoło lamp i truł umysł innym. Darial zaciągnął się nim i rzekł:
- Zajebisty zapach… ciekawe ile buli. Kupimy dwie sztuki.
Podeszli do sprzedawcy i powiedzieli:
- Ile kosztuje… „Ognisty Fathor”?
Abdijah rzekł z uśmiechem:
- 15 złotych monet za sztukę… a chcielibyście kupić drodzy młodzieńcy?
Sado odpowiedział szybko:
- Oczywiście, dwie sztuki. Trzymaj pan kasę.
Kupiec dał chłopcom skręty i wziął pieniądze. Ci osiedli w ciemnym kącie i razem zapalili.
- Uch, zapach był super… ale smak jest… uh. – wymamrotał Darial
- Taaa... ekstra. – odrzekł z trudem Lenz
Kiedy wypalili skręty do końca, wstali, lecz kiedy mięli już wychodzić usłyszeli rozmowy:
- …i wtedy go odrzuciło. Podszedłem i wbiłem mu koniec mojego kostura między żebra. To musiało go boleć. Wypowiedziałem zaklęcie pod nosem i spaliłem jego zwłoki. Ograbiłem jego skarbiec i wróciłem do domu. Lecz pewnego dnia jakiś złodziej musiał mi wszystko ukraść, bo jak widzisz, bogaty nie jestem.
Darial zaśmiał się na cały budynek i powiedział w stronę, z której dobiegały rozmowy:
- Stare gadanie! Pieprzysz starcze!
Nagle z ciemności wyszła wysoka postać ubrana w czerwoną szatę. Od razu można było w nim rozpoznać maga. Po chwili zdjął on kaptur. Twarz była trochę pokryta bliznami, oczy były koloru piwnego, nos długi i ostry. Mag był szczupły, lecz umięśniony. Do pleców miał przypięty kostur
- Co powiedziałeś młodzieńcze?
- Że kłamiesz. – odpowiedział spokojnie Darial
Starzec kopnął chłopaka, tak że ten się przewrócił. Po chwili zadał kolejny cios nogą, tym razem w brzuch.
- Nigdy, nie będziesz tak mówił o człowieku wysokiej rangi! - wrzasnął mag
Darial wrzasnął wściekło. Złapał przeciwnika za nogę i przewrócił. Pełen furii złapał mocno jego dłoń i szarpnął mocno, łamiąc mu ją. Nagle jakaś potężna moc, odepchnęła obu na kilka metrów. Z ciemności wyszedł kolejny starzec, lecz tym razem przyodziany w ciemno-fioletowy płaszcz. Rzekł:
- Dość tego. Może to prawda, że Maroth opowiada brednie, lecz to nie oznacza by od razu go wyzywać. Lecz jak ty magu ognia, wielki Marocie, mogłeś się tak upokorzyć i wdać się w bójkę z młodym chłopcem? Czyż ci nie wstyd?
Zwolennik Ognia jedynie pełen złości usiadł na krześle. Nekromanta po chwili zwrócił się do Dariala:
- Nie obchodzi mnie jak się nazywasz, lecz zauważyłem w tobie coś dziwnego. Jesteś kimś „wyjątkowym”, lecz ta „wyjątkowość” nie wzięła się z nikąd. Od razu zauważyłem, że upodobałeś się Beliarowi. To jeden z potężnych bogów w tym świecie, włada on światem zmarłych. Zauważył, że umiesz wykorzystać moc ciemności i cię nią obdarował… korzystaj z niej mądrze, a tymczasem idź już!
Dwaj przyjaciele, spojrzeli na siebie. Przemowa maga wydawała się nim bardzo dziwna. Mimo tego Darial w drodze powrotnej do Domu Opieki wiele o niej myślał. Wreszcie odezwał się do Lenza:
- Wiesz, co, a jeśli ten mag miał rację, jeśli naprawdę Beliar mnie obdarował mocą? Powiem ci coś, zacznę się do niego modlić. W każdym razie nie mam nic do stracenia
Kolega tylko kiwnął głową i otworzył drzwi do Przytułku. Razem weszli i zanieśli Mili jedzenie, lecz ta zatrzymała Dariala przed wyjściem
- Wiesz, co? To niebyło całkiem tak jak myślisz. Twoja matka, ona… zostawiła cię to prawda, ale dała też pewien list. – Powiedziała Milia po czy sięgnęła za pazuchę i wręczyła chłopcowi zwitek papieru – oto on.
Młodzieniec wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym warknął:
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Sądziłam, że dam ci to dopiero, kiedy dorośniesz.
Darial znów płonął gniewem
- Gówno mnie to obchodzi!
Chłopak odrzucił papier i pognał do swojego pokoju. Tam opadł na łóżko, położył się na brzuch i spróbował zasnąć. Po chwili przypomniało mu się, o darze od Beliara. Usiadł na kocu i zmówił cicho modlitwę:
- Beliarze, bogu ciemności, jeżeli istniejesz, to pomóż mi przezwyciężyć te wszystkie trudy. Proszę…
Po chwili zmęczony młodzieniec zasnął, kurczowo myśląc o bogu ciemności. Kiedy jeszcze spał w jego umyśle rozległ się przeraźliwy wrzask: „ZABIERZ LIST, BĘDZIE CI POTRZEBNY”. Darial zbudził się cały zalany potem. Pomyślał chwilę, nad tym, co usłyszał. Wiedział, że to nie był sen, ani koszmar. Czym prędzej pobiegł do Mili. Otworzy drzwi do jej sypialni. Zobaczył ją i jej męża razem w łóżku, lecz nie przejmował się tym. Jedynie, co zrobił to zapytał się głośno:
- Gdzie jest ten głupi list? Jest mój chce go wziąć.
Milia zakłopotana wyjąkała:
- D-darial, co ty tu robisz?
Chłopiec wrzasnął:
- Cholera, gadaj gdzie ten papier.
- Jest w biurze, ale ono jest zamknięte na klucz, a drzwi są bardzo stabilne, ale zaraz Darial, po co ci on?
- Nieważne…
Chłopak pobiegł w stronę biura. Szarpnął za klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Jak mówił opiekunka, były bardzo stabilne i świetnie wykonane. „Trochę dziwne jak na taki biedny ośrodek” – pomyślał Darial, po czym kopnął w nie. Nawet nie drgnęły. Chłopak zaczął się denerwować… powoli wpadał w furię, a wreszcie w szał. Tęczówki stały się krwisto-czerwone, pełne ognia nienawiści, skóra, zaczęła zmieniać kolor, na jasnozielony, paznokcie i kły się wydłużyły, źrenice się wydłużyły, na kształt jajka. Darial zacisnął pięść, po czym z wielkim impetem uderzył w drzwi. Te rozwaliły się na tysiące malutkich kawałków. Chłopiec dalej niczym demon wszedł do pomieszczenie. Zauważył na biurku zwitek papieru. „To on” – pomyślał, po czym schował go do kieszeni. Nagle do pokoju wbiegło kilku innych dzieci. Spojrzeli na Dariala, nagle jeden z nich wystąpił i rzekł.
- Xyron… idioto, wiedziałem, że kradniesz, ale żeby w ośrodku?! Jesteś durniem! Tu cię wychowano, jesteś niewdzięczny jak świnia.
Nowe wcielenie chłopca spojrzało na niego z furią:
- Stul pysk Ranchel… zresztą, po co… zaraz i tak nie będziesz go miał.
Młodzieniec pobiegł wzrokiem po sali. Nagle zauważył sztylet na szafce. Podbiegł i wziął go do ręki mówiąc do swojego znajomego:
- Nigdy cię nie lubiłem Ranchel. Zawsze robiłeś mi na złość… koniec tego dobrego.
Darial pobiegł w stronę drugiego chłopca. Wziął zamach i zadał cios. Broń przecięła prawe ramię Ranchela. Xyron ponownie uderzył. Tym razem pchnął sztyletem stronę przeciwnika. Broń, aż po rękojeść wbiła się w serce chłopaka. Reszta bandy uciekła z biura. Darial się uśmiechnął, po czym powiedział na głos:
- Co mam teraz zrobić?
Nagle usłyszał krzyk w swej głowie „UCIEKNIJ… KIEDY BĘDZIESZ GOTOWY, WYNAGRODZĘ CI TO… TYMCZASEM ZRÓB IM TO NA CO ZASŁUGUJĄ”
Młodzieniec uśmiechnął się, po czym spojrzał z nienawiścią na biuro i zwłoki Ranchela. Nagle Darial poczuł ból na ramieniu. Rozdarł płaszcz i spojrzał na nie. Jego znamię płonęło żywym ogniem. Xyron poczuł nienawiść w sercu… chciał się zemścić
Tymczasem Milia ubrała się i pobiegła w stronę biura. Zauważyła jak wychodzi z niego chłopak. „To musi być Darial” – pomyślała i pobiegła w jego stronę.
- Darial. – krzyknęła.
Młodzieniec dalej szedł w stronę wyjścia, trzymając zwitek papieru w dłoni. Nauczycielka spojrzała do biura. Leżały w nim zwłoki, które teraz się paliły, tak samo jak całe pomieszczenie.
- Darial. – wrzasnęła jeszcze raz opiekunka.
Darial obrócił się i powiedział głośno:
- Nie nazywam się Darial Xyron, moje imię to Sado, Lord Sado.
- Ale Dar… - wymamrotała Milia.
Chłopak ponownie się odwrócił. Trzymał dłoń na klamce, lecz nim wyszedł wykrzyknął:
- Spierdalaj…
I spluwając za podłogę znienawidzonego budynku, wyszedł na świeże powietrze. Tym razem już wolny… |
|
Sado |
Wysłany: Sob 22:02, 12 Maj 2007 Temat postu: "Zmienna Wiara" |
|
Oto moje opowiadanko, osadzone w świecie fantasy. To jest prolog, więc nie wytykajcie mi, że taki krótki
Prolog
Na ulicach było już ciemno. Pochodnie dawno wygasły. Mrok spowijał nawet główne ulice dzielnicy „szczura”. Była to najbiedniejsza część miasta. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka. Tej nocy był straszny mróz. Po długiej chwili płaczu niemowlaka otworzyły się drzwi pewnego domu.
- Na Beliara! Jak to dziecko ryczy! – krzyknęła kobieta, wzięła małe zawiniątko do rąk i weszła do środka. Budynek wewnątrz wyglądał bardzo ubogo. Ściany były szarawego koloru, gdzieniegdzie było widać ślady błota na podłodze. Ciągle było słychać płacz dzieci i histeryczne krzyki niań. Kobieta otworzyła drzwi. Prowadziły one do krótkiego korytarza. Dziecko, które niosła na rękach zapłakało.
- Uspokój się! – nakazała i szarpnęła za klamkę drzwi, przeciwległych do tych, z których wyszła. Pokój, w którym się znalazła, wyglądał na gabinet. Na środku stało biurko z drewna, a przy ścianie szkielet człowieka. Był w bardzo mizernym stanie, niekóre kości już powypadały, a częśc czaski była pęknięta. W kącie stało łóżko, pokryte przepiękną skórą rozpruwacza. Na nim leżał starszy mężczyzna, któremu oznaki starości dawały mu się we znaki. Jego siwizna na włosach, brodzie i wąsach doskonale o tym świadczyła. Kiedy przemówił, jego głos wydawał się strasznie ochrypły i niewyraźny:
- Kolejne dziecko, Milio? Dom nie ma już pieniędzy, aby je utrzymywać. Co my poczniemy?
- Nie wiem, Brutusie, nianie domagają się większych pensji. – odpowiedziała Milia
- Mam do ciebie prośbę. – powiedział starzec z wysiłkiem, po czym odkaszlnął i dodał z uśmiechem – zapewne ostatnią. Zaopiekuj się nim i kilkoma innymi dziećmi.
Kobieta kiwnęła jedynie głową i odwróciła się ukrywając łzy.
- Idź już – powiedział mężczyzna, a Milia posłusznie wykonała jego proźbę.
Kiedy wyszła z pokoju, coś wyleciało z ręcznika, którym był okryty niemowlak. Niania podniosła przedmiot. Okazało się, że to kartka. Milia spojrzała na nią. Ktoś musiał pisać bardzo szybko, bo pismo było strasznie niewyraźne, a w niektórych miejscach list był przemoknięty. Kobieta zaczęła go odczytywać:
„Wiem, że to tchórzostwo, ale nie umiem zaopiekować się tym dzieckiem. To nie dla ludzi mojego pokroju. Takie dziecko byłoby dla mnie przekleństwem i muszę je wam oddać. Niech odziedziczy imię po moim ojcu, jego dzidku, nazwijcie go… Darial Xyron”
Milia zmarszczyła brwi, odwróciła się i szybko pobiegła do drzwi, z których przed chwilą wyszła.
- Brutusie, zobacz ten list! – krzyknęła i rzuciła go na łóżko starca, lecz ten nie ruszył się, nawet nie spojrzał na nią.
- Brutusie! – wrzasnęła jeszcze raz i zapłakała gorzko. Dziecko wypadło jej z rąk. Ręcznik się rozwinął i odsłonił nagie ciało niemowlaka. Kobieta spojrzała na bezwładnego ciało starca i na skórę niemowlaka. Na prawym ramieniu Dariala Xyrona widniało dziwne znamię… |
|